ZDROWIE BEZ PRESJI – jak przestałam się ścigać, a zaczęłam słuchać siebie?

CIAŁO – ruch, który daje siłę, nie karę
Jeszcze kilka lat temu zdrowie kojarzyło mi się z kontrolą, listą zadań, planem treningowym, dużą presją nałożoną na samą siebie, pilnowaniem każdego posiłku. Sprawdzaniem po kilka razy składów produktów, czy przypadniem nie ma tam cukru, niezdrowego tłuszczu. Rygorem treningowym, wstawaniem bladym świtem, tylko żeby go odhaczyć, bo będzie za mało treninigów w ciągu tygodnia. Aż w końcu zrozumiałam, że to nie jest kierunek do zdrowia. To rytuał, który nie daje spokoju, tylko ogromny stres.
Dziś moje zdrowie to smak słodkich owoców, a nie gorzkiej kawy, którą pijesz bo musisz, a nie chcesz… Jeszcze niedawno moje poranki to crossfit o 6:30. Coraz większa presja, większe ciężary, coraz więcej powtórzeń, żeby być „lepszą” – tylko pytanie dla kogo, bo dla mojego ciała raczej nie. Dawało mi to satysfakcję przez 4 lata regularnych treningów. Ale z czasem moje ciało i głowa powiedziały NIE tędy droga. I z muszę, zaczęło się zamieniać na chcę.
Dzisiaj nadal w moich rutuałach jest ruch. Bez niego bym zwiędła jak kwiatuszki, które widzimy w kwiaciarni. Ruch to mój styl życia, to moje paliwo. Ale teraz wybieram spacer z Kiki – dłuższy po lesie, krótszy po parku. Rozciąganie na macie, z którą bardzo się polubiłam. Nie mam już potrzeby walki ze sobą.


Trening to forma połaczenia się ze swoim ciałem i wdzięczność. Ruch to teraz taniec, w którym poznaje swoje ciało od nowa. Jazz, taniec współczesny to zabawa i forma poznania swoje kobiecej wersji siebie. Kickboxing trochę nauka obrony, ale też dobry oczyszczacz głowy po ciężkich dniach. Bieganie nadal jako priorytet i chodzenie po górach. To jest mój obecny świat, który łączy się z moją kobiecą naturą, której się uczę i poznaję. I uczę się siebie zaakceptować, taką jaką jestem, a nie taką jak sobie wymyśliłam…


JEDZENIE – nie tylko sałatki
Dzisiaj jem z radością. Kocham warzywa, bo one nakręcają mnie na gotowanie. Owoce, która dają mi witaminy, domowe obiady, które zachywają moje podniebienie na bazie tego co lubię, co jest dla mnie zdrowe. Ale to też drożdżówki i lody – już bez katowania, przeliczania kcal i odpracowywania ich na siłowni. Nie ma już podziału na „dobre” i „złe”. Jest podział na te, które lubię i po nie sięgam, i na te, które nie lubię i nie jem czyt. jarmuż… Teraz wiem, że zdrowie to nie tylko zdrowy posiłek, ale zdrowa relacja z nim.
Spokój – najważniejszy składnik
Z czasem zrozumiałam, że żadne ćwiczenia ani dieta nie mają sensu, jeśli brakuje spokoju. Bo chociaż jest deficyt kaloryczny, zdrowe posiłki bez grama cukru, sztucznych brawników, ale jest stres. To kortyzol, który jak wiemy jest hormonem odpowiedzialnym za stres wskakuje do góry – płaski i piękny z pozoru brzuch robi się bańką wody i frustracja jest jeszcze większa. Koryzol do góry i rozmiar ciała do góry, czyli błędne koło.
Chociaż stres nadal jest, to próbuje go niwelować medytacją, przytulaniem do Kiki, rozmową z ukochaną osobą. Ale wiem, że sen, odpowiednia ilość wody, czas dla siebie to rzeczy małe, ale zmieniają wszystko. Tego się jeszcze uczę, zaczynam się słuchać i reagować. Chociaż wygląda to tak jakbym była niemowlakiem, który dopiero uczy się chodzić – to już postępy są. Zmiana z 4h snu na 6h, jest dla mnie wielkim krokiem. Po treningach wracam z uśmiechem na buziki, zwłaszcza tych tanecznych. Piję kawę w towarzystwie Kiki i cieszę się, że zaczęłam uczyć się siebie i swoje ciało ZDROWIA, ale już w innym wymiarze.


CO DALEJ…
Nie ma jednej recepty i nie myślcie, że jest idealnie. Są dni, że siadam i „bałagan na stychu” się uruchamia. Katowanie głowy, może wrócę na crossfit, co z moimi mięśniami, gdzie to cardio. Ale wtedy czuję jak moje ciało się napina i mówi NIE, idź tańczyć nie przerzucać sztangę. I go słucham, serio pomaga!
Nie ma jednej metody dla każdego, bo każdy z nas jest inny – uczę się walczyć z moim wewnętrznym demonem zwanym wyrzutami sumienia.
I właśnie tutaj będę o tym pisać – o codziennych rytuałach, o dbaniu o ciało, o głowę, o świadomych wyborach, które dają spokój.
Bo zdrowie to nie wyścig rajdowy. To sposób w jakim żyjemy – każdego dnia, czasem z uśmiechem, czasem ze smutkiem i łzami. Ale ważne, że z chęcą pracy nad sobą.
Z lekkością do was i do siebie. Bo odkryłam, że tą lekkość mam, tylko gdzieś się zagubiła, ale się odnajdzie.


