BESKID ŚLĄSKI – MARATON PO GÓRACH

BESKID ŚLĄSKI – MARATON PO GÓRACH

Moja pasja do gotowania, to moja perełka, którą pielęgnuję każdego dnia. Druga pasja, która jest ze mną na co dzień to sport. Od dwóch lat trenuję crossfit, bardziej amatorsko niż zawodowo, podobnie jak biegi. Chociaż biorę udział w cyklicznych wydarzeniach (biegi charytatywne, z przeszkodami lub już dłuższe), to jakoś przez przypadek, początkiem roku, natknęłam się na wydarzenie Beskid 2022. Było to wydarzenie zorganizowane w Szczyrku w dniu 24.09.2022. Celem wydarzenia było przejście 55km po górach. Start wyprawy był pod Amfiteatrem w Szczyrku o godzinie 7:00. Wystartowało nas ponad 200 osób. Wśród nich młodsi i starsi uczestnicy. Było to pierwsze w moim życiu takie wydarzenie, w którym towarzyszył mi kolega. Chociaż nigdy takiego długiego dystansu nie przeszliśmy, to stwierdziliśmy, że stawiamy czoła i przejdziemy całą trasę. Temperatura wyjątkowo służyła, bo termometr pokazywał 6 stopni bez opadów.

Trasa od Amfiteatru do Schroniska PTTK na Błatniej – czyli pierwszego punktu w których trzeba było zdobyć pieczątkę, prowadziła przez Przełęcz Karkoszczonka oraz Klimczok. Początkowo trasa wyglądała niepozornie, a im dalej w las, tym była większa góra. Bardzo strome i kamienisty podejście. Już po pierwszych 3 km, schowaliśmy nasze przeciwdeszczowe kurtki do plecaka i maszerowaliśmy w samych bluzach. Od Amfiteatru na Schroniska było 11km. Trasa prowadzona była zielonym i żółtym szlakiem. Chociaż trasa była ciężka, to widoki gór i kolorowych liści rekomendowała każde przewyższenie.

W Schronisku zrobiliśmy krótką przerwę i wyruszyliśmy w kierunku Brenna. Dość łatwa i szybka trasa prowadzona zielonym szlakiem i większości z góry. Łącznie wyszło około 5km do kolejnego miejsca, w którym była kolejna pieczątka.

Kolejny punkt do Brenna, leśniczówka. Po drodze głównie maszerowaliśmy zielonym i czarnym szlakiem. Chociaż trasa liczyła tylko 6.5km, to mogę stwierdzić, że to już nie było takie łatwe. Sporo przewyższeń, wody na szlakach czy śliskich kamieni. Trasa w dużym stopniu prowadziła przez las. Dotarliśmy do punktu dość zmęczeni, z mokrymi butami i błotem. W punkcie dostęp mieliśmy do wody, kawy, herbaty oraz owoców i warzyw. Posiedzieliśmy 10 minut i wyruszyliśmy w dalszą trasę.

Kolejnym punktem w którym musieliśmy zdobyć pieczątkę była Przełęcz Salmopolska. Trasa była przewidziana na około 9km. Ale już na samym początku pojawiły się schody. Góra pod którą musieliśmy wejść była bardzo stroma. Chociaż bez kamieni, to jednak nasze nogi to już bardzo odczuły i po tej górce stwierdziliśmy, że następna przerwa musi potrwać nieco dłużej niż 5 minut. Tutaj również było dużo pięknych widoków, ale też sporo drogi przez las. Szlak wiodący to zielony i żółty. Na Przełęczy posiedzieliśmy nieco dłużej. Wzmocniliśmy się zupą, która czekała na nas na miejscu i lokalnym piwem.

Słońce bardzo mocno świeciło, ale można było odczuć chłód gór i już zmęczenie. Za nami było już 30km, a przed nami kolejne 28km. Humor stale nam dopisywał i bardzo pomocna była rozmowa ze sobą i innymi uczestnikami oraz picie elektrolitów. One nas chyba bardziej wzmacniały niż samo jedzenie. Punktem do którego musieliśmy dość to była Lipowa-Ostre. Trasa bardzo mieszana, jednak ze sporą ilością przewyższeń. I właśnie tutaj dopadł mnie kryzys. Musieliśmy pomiędzy jednym, a drugim punktem zrobić przerwę na batonika i kolejną dawkę elektrolitów. Na miejsce dotarliśmy już po zmroku. Na trasie bardzo rzadko już spotykaliśmy ludzi, część osób była mocno w tyle, a część bardzo przed nami. Zrobiliśmy przerwę około 10 minut w punkcie. Zjedliśmy ostatnie nasze zapasy i poszliśmy dalej, stawić czoła ostatniemu, chyba najtrudniejszemu szczytowi, jaki na nas czekał.

Miejscem ostatniej pieczątki było Schronisko na Skrzycznem. Tutaj już musieliśmy mieć założone latarki (czołówki) bo kompletnie nic nie było widać. Trasa przebiegała przez niebieski szlak. W górę było 5km, z przewyższeniem 900m. To było największe wyzwanie tej wycieczki. Szliśmy prawie w pionie po trasie z samymi kamieniami, wiatrem i jedynie latarką na czole. Bardzo ciężki odcinek. Do Schroniska dotarliśmy po około 1.5h marszu. Zdobyliśmy ostatnią pieczątek i wyruszyliśmy do Amfiteatru w Szczyrku – czyli mety. Stopy odmawiały posłuszeństwa, a trasa w dół okazała się jeszcze większym wyzwaniem niż w górę.

Chociaż byliśmy bardzo zmęczeni, to dotarliśmy na METĘ! Cała trasa zajęła nam ponad 15h, zegarek pokazał 100 000 kroków i 58km. Uczucie po przejściu całej trasy, było niesamowite. Docierając do pokoju po odebraniu medalu i dyplomu, marzyłam tylko o gorącej kąpieli i łóżku. I chociaż na drugi dzień wstawałam strasznie obolała, to już zaczęłam myśleć o kolejnej wyprawie. Może tym razem 70km. Kto wie… 🙂



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *